sobota, 25 lipca 2015

Epilog...


Dwadzieścia lat później…

Cześć to znowu ja- Liliana. Od mojego ostatniego wpisu minęło dwadzieścia lat. Moje życie zaczęło się wtedy układać. Teraz mam już wszystko. Najwspanialszego męża, jakiego mogłam sobie wymarzyć, dwójkę dzieci: Darcy, która ma już dwadzieścia dwa lata i jest szczęśliwą żoną i mamą półrocznego Davi’ego oraz 18 letniego syna Tomasa, który póki co jest szczęśliwym licealistą. Moja rodzina jest zdrowa, pełno w niej miłości i spokoju. Jestem już lekarzem, Harry dalej ma agencje. Jesteśmy szczęśliwi! Mam najlepsze życie na świecie!
 

Kochani, to już wszystko na tym blogu. Bardzo wam dziękuję za wszystko. Komentarze, wejścia i oczywiście za czytanie moich wypocin. Teraz możecie mnie znaleźć na wattpad w opowiadaniu:

~ Hate is the way of love~

Ktore znajdziecie w moich pracach na Wattpad :)


Może jeszcze kiedyś powrócę z innym opowiadaniem... Pozdrawam!
Wasza M.


Twenty eight

W parku…

Jestem właśnie z Gemmą i Darcy na spacerze.  Podczas, gdy moja córeczka  bawi się wraz z innymi dziećmi w piaskownicy, moja przyjaciółka znowu zaczyna temat Harry’ego.
- Dlaczego mu wczoraj nie powiedziałaś, że Darcy to twoja córka?- zapytała po raz kolejny.
- Gemma, to jest bez sensu. Wolę, żeby wszystko pozostało, tak jak jest. On ma swoje życie, modelki, jest szczęśliwy. Ja też już zaczęłam. A jak Darcy podrośnie…
- … To jej powiesz, że jest dzieckiem z wpadki, ze swoim szefem, w którym byłaś zakochana. Dlatego, w ogóle nie jest do ciebie podobna. Ona potrzebuje ojca. Musisz o tym pamiętać.
I nagle usłyszałam głos, którego nigdy bym się tutaj, teraz nie spodziewała.
- Liliana, o czym mówi Gemma?- zapytał Harry. Momentalnie poczułam, jak robi mi się słabo, a całe życie dosłownie staje przed oczami.
- Harry…? Co ty tutaj robisz?- zapytała moja w miarę opanowana przyjaciółka.
- Przechodziłem sobie przez park i nagle was zauważyłem. Chciałem do was podejść i usłyszałem bardzo ciekawą rozmowę! Czy to prawda?! Mam córkę?- zapytał wściekłym głosem, przepełnionym jadem.
- Tak- powiedziałam płaczliwym głosem. I wtedy przybiegła Darcy:
- Mamusiu, dlaczego płaczesz? Coś się stało?- zapytała swoim słodkim, dziecięcym głosem.
- Nie kochanie, mamusi się nic nie stało. Po prostu próbowała ukryć coś, a teraz wyszło to na jaw. Cześć, jestem Harry i jestem twoim tatą.- powiedział chłopak opanowanym głosem.
- Ta..Ta..tą?- wyjąkała zdziwiona dziewczynka.
- Chodź, pójdziemy na zjeżdżalnię, rodzice muszą porozmawiać.- powiedziała Gemma, po czym chwyciła Darcy za rączkę i odeszły w stronę placu zabaw. – Powiedz mi, czy ja jestem, aż tak złym, bezuczuciowym człowiekiem, że nie mogłem wiedzieć o tym, że mam córkę?- jego głos wybudził mnie z transu myślenia.
- Nie, Harry, nie. Po prostu, byłeś wtedy z Dianą. Nie chciałam ci niszczyć życia.
- Nie chciałaś mi niszczyć życia?!- ryknął.- Zawsze marzyłem o dziecku! Nigdy by mi życia nie zniszczyło! Raczej je poprawiło!
- Nie krzycz na mnie, bo sam nie jesteś bez winy. Potraktowałeś mnie jak zabawkę. Przeleciałeś na pocieszenie po Dianie! Nie pomyślałeś o tym, że ja też mam uczucia, że ja mogę cię kochać?- wyjąkałam.
- A skąd wiesz, że ja cię wykorzystałem. Nie dałaś mi dojść do słowa! Może ja też byłem w tobie zakochany! Diana miała wzbudzić w tobie zazdrość! Byś mnie zauważyła.
- Słucham?!!- teraz to naprawdę nic nie rozumiem.
- Tak, to co słyszałaś. Zakochałem się w tobie, a potem nagle odeszłaś. Nadal mnie to boli, bo przecież w chwili nie można zapomnieć o miłości- powiedział, a moje serce zabiło kilka razy mocniej.
- Harry, prawda jest taka, że kocham cię cały czas, choć wszystkim mówiłam, że to już nie istnieje. Mamy małą córkę, która potrzebuje ojca… Oczywiście nie chcę abyś pomyślał, że czegoś od ciebie żądam. Nie martw się, nic nie chcę.
- A ja chcę! Chcę mieć was obie w moim sercu, z powrotem. Chcę mieć szczęśliwą rodzinę. Liliana, kocham cię! – wyznał i mnie pocałował. Ten gest był czuły, namiętny i taki uczuciowy. Oderwałam się od niego i również wyznałam swoje uczucia:
- Ja też cię kocham Harry!- ponownie połączyłam nasze usta. Nagle podbiegła Darcy i wdrapała się na moje kolana.
- To teraz będę miała taką samą rodzinę, jak w bajkach? Będę miała mamę i tatę?- zapytała. Ja natomiast spojrzałam na Harry’ego.
- Tak, kochanie, już nigdy was nie zostawię. Kocham was! – odpowiedział czule. Teraz jesteśmy prawdziwą rodziną.

No i macie ostatni rozdział! Już tylko EPILOG i żegnamy się :D
Pozdrawiam!

M.

piątek, 24 lipca 2015

Twenty seven

Weszłam powoli do mojego mieszkania. Powoli ściągnęłam buty, a następnie usłyszałam odgłos małych stópek mojej córeczki, biegnącej do mnie z najpiękniejszym uśmiechem na świecie. Rzuciła mi się na szyję i mocno się przytuliła, ponieważ bardzo długo się nie widziałyśmy. Tego dnia Darcy została pod opieką swojej chrzestnej- Gemmy, która odwiedza nas przynajmniej raz na dwa dni. Bardzo rozpieszcza moją córkę, bo kocha ją nad życie, z resztą ze wzajemnością. Niosąc Darcy na rękach weszłam do kuchni, w której stała dziewczyna z ogromnym uśmiechem na ustach.
- O! Już jesteś! Ta twoja córka to jest czysty anioł!
- Mi to mówisz?- zapytałam z bananem na ustach- przecież ja to wiem od zawsze. Dzięki, że z nią dzisiaj zostałaś, no bo wiesz… nagły dyżur. Jak ja ci się odwdzięczę! Tyle mi pomagasz.
- No wiesz, ktoś musi. Jak nie mój brat, to jego cudowna siostra!- posłała mi chytry uśmieszek z dopiskom „ Ha! To ja jestem tym lepszym z rodzeństwa”.
- A Propos twojego brata, spotkałam go dzisiaj.
- Żartujesz??- wykrzyknęła zdziwiona.
- Niee, po co miałabym żartować. Prawie bym się wsypała z Darcy!
- Jak to? Jak go spotkałaś opowiadaj!- powiedziała zniecierpliwiona.
- Dostaliśmy wezwanie do jakiejś dziewczyny co zemdlała. Pojechaliśmy, a tam jakaś modelka , co zemdlała na sesji, więc badam ją, Na szczęście żyje. Miała po prostu anoreksje i prawdopodobnie bulimię. No ja nie wiem, co się teraz z tymi dziewczynami dzieje…- zamyśliłam się.
- Gadaj o Harry’m, a nie o jakiejś anorektyczce!
- No i siadam przy stoliku,  zaczynam wypisywać kartotekę, nagle on do mnie podchodzi.  Na początku mnie nie poznał, chwilę pogadaliśmy i mówię mu, że potem chcę iść na medycynę, ale jak Darcy podrośnie. A on się pyta , kto to Darcy. Powiedziałam mu, że to mój mały pies, a Michael, takie zdziwienie i pytanie: „ To ty masz psa?”. Mówię ci, to było straszne!
- Wow, serio dziwnie. Ale żeby powiedzieć, że moja ukochana siostrzenica to szczeniak?!!
- Oj nie przyszło mi nic innego do głowy! – powiedziałam i usiadłam wygodnie przy stole- Zrobiłaś coś do jedzenia?- zapytałam z miną szczeniaczka.
- Pewnie! Masz makaron ze szpinakiem w garnku. Ja już muszę się zbierać niestety, ale może jutro wyjdziemy na spacer z Darcy? O 15:00? Pasuje ci?- zapytała żegnając się.
- Pewnie, to o 15:00 w tym parku, przy moim bloku? Zapytałam zapychając buzię makaronem?
- Tak!- dała mi jeszcze szybkiego buziaka w policzek i pognała załatwiać swoje sprawy .  Ja po zjedzeniu poszłam  bawić się z moją córką, a wieczorem wykończone zasnęłyśmy.



Przepraszam za tak długą nieobecność. Wiecie jak to jest. Wakacje, plaża, zero wolnego czasu. Pozdrawiam!
 M.

wtorek, 9 czerwca 2015

Twenty six

Dwa lata później…

W moim życiu dużo się pozmieniało. Po urodzeniu Darcy, postanowiłam, że nie wrócę już do modelingu, a zrobię dwuletnią szkołę na ratownika medycznego. Ukończyłam ją z wyróżnieniem, przez co teraz mogę pracować z najlepszym ratownictwie w Londynie. Tak, przeprowadziłam się. Parę miesięcy po narodzinach maleństwa, stwierdziłam, że przecież Harry i tak mnie już pewnie zapomniał, a ja tęsknię za Londynem, moim miastem. Było mi trudno zostawić madryckich przyjaciół, długo przez to płakałam, ale razem doszliśmy do wniosku, że będą mnie odwiedzać przynajmniej raz w miesiącu. Teraz mam mieszkanie w centrum brytyjskiej stolicy. Darcy rośnie jak na drożdżach. Jak na swój wiek, jest bardzo wysoka, co jest pewnie sprawą wzrostu jej rodziców. Ma duże, zielone oczy, w których zawsze są radosne iskierki i rozkoszne brązowe loczki. Bardzo przypomina mi Harry’ego.

                                                                                   ***

- Lilii, macie wezwanie. Kobieta,  23- lata. Zemdlała podczas sesji.- dostałam wezwanie od mojego przełożonego. Szybko zakładam mój czerwony polar i razem z ekipą biegniemy do karetki. Jedziemy bardzo szybko, po drodze omijając wszystkie samochody. Dojeżdżamy w około osiem minut, co jak na tę porę dnia jest czasem ekstremalnym. O tej porze w Londynie trzeba stać w korkach około godziny.  Bardzo szybko wbiegamy do budynku, w którym odbywa się sesja. Do mnie od razu przychodzą wspomnienia. Przypomina mi się, jak to ja kiedyś pozowałam. Poznaję to miejsce. Też tu kiedyś pracowałam, ale nie daję po sobie poznać, ponieważ wybucham niepohamowanym śmiechem słysząc kolejne kawały mojego kolegi- Michael’a, który jest kierowcą karetki. Jest on tak pozytywną postacią, że nie potrafię przy nim zachować powagi. Na jego ustach jest zawsze szeroki uśmiech, a w oczach iskierki. Razem z Marcelo się doskonale dogadują, z wiadomych powodów. W wyśmienitych humorach wchodzimy na plan. Od razu w moje oczy rzuca się owa dziewczyna. Z góry widać, że choruje na anoreksje lub bulimię. Jest bardzo chuda, wszędzie wystają jej żebra. Od razu przestajemy się śmiać i przystępujemy do naszych zadać. Podbiegam do dziewczyny i sprawdzam jej puls na szyi. Na szczęście oddycha, dlatego badam jej ciśnienie, cukier, parametry życiowe i inne potrzebne rzeczy. Wypisuję potrzebne wiadomości na karcie pacjenta, w czasie którym moi koledzy dobudzają ją i pytają o to co się stało. Ja wstaję i zamieram. Przede mną stoi Harry. Chyba on też nie spodziewał się mnie zobaczyć, ponieważ otwiera szeroko oczy.
- Liliana? To ty? – pyta niedowierzając.
- No chyba się aż tak nie zmieniłam przez te dwa i pół roku ponad, nie?- odpowiadam zakłopotana, ponieważ byłam w ogóle nieprzygotowana na spotkanie z nim. Myślałam, że już go nigdy nie spotkam, a tu taka „milutka niespodzianka.
- Nie no coś ty!- mówi i lekko się uśmiecha.- Co ty tutaj robisz?
- No wiesz, wezwanie miałam.- teraz patrzy on na mój strój ratownika medycznego.
- Jesteś ratownikiem?- pyta po chwili.
- Tak, ale chce potem być lekarzem, jak Darcy trochę podrośnie.- o matko wygadałam się. MYŚL,  MYŚL!
- Kto to Darcy?- zaciekawiony pyta.
- Darcy…Darcy to mój nowy pies. Wiesz szczeniak..- jąkam się i w międzyczasie słyszę śmiech Michael’a.  Po chwili się odzywa.
- Kupiłaś sobie psa? Nie mówiłaś mi.
- Wiesz nie było okazji. Dobra pacjentka już jest na noszach, zabieramy ją do szpitala. Szybko!
- Ej chwilka do jakiego szpitala ją zabieracie?- pyta Harry.
- Do tego na Happy Street.
Potem już tylko wsiadłam do karetki i zaczęłam myśleć nad głupotą moich kłamstw.

Hej, hej, hej. Macie rozdział nareszcie! Jezu, czy wy wiecie, że do wakacji zostało 12 dni nauki?! Jezu, już nie mogę się doczekać :D

Pozdrawiam!
M.


CZYTASZ=KOMENTUJESZ! :*

piątek, 29 maja 2015

Twenty five

Obudziłam się w nocy cała zalana potem. Poczułam coś mokrego w okolicach intymnych miejsc.

O MATKO!

WODY MI ODESZŁY!

JA RODZĘ! RATUNKU!

Natychmiast sięgnęłam po telefon leżący na stoliczku nocnym i wybrałam pierwszy numer z kontaktów. Jak się okazało, był to numer Marcelo. Odebrał po dwóch sygnałach.
- Kurwa kim jesteś zły człowieku, że mnie budzisz o trzeciej nad ranem?!- powiedział niemrawym głosem. Na pewno dopiero co się obudził.
- Marcelo, ja rodzę!- krzyknęłam do telefonu.
- Co? Kto rodzi? Przecież ja nie mam żadnych dzieci, a moja żona też nie jest w ciąży. Kto sobie ze mnie żarty robi?!! No przyznaj się!- zaczął krzyczeć.
- To ja Liliana, proszę pomóż. – syknęłam, ponieważ dostałam skurczu.
- O matko! Faktycznie, przecież ty jesteś w ciąży. Już jadę! Czekaj na mnie!- chyba się już obudził.  Usłyszałam jego głośny krzyk:  Liliana rodzi! Clarisse, gdzie są moje bokserki?! Momentalnie się zaczęłam śmiać, pomijając ból. Po około dziesięciu minutach usłyszałam pełno syren policyjnych i pisk szybko jadącego auta. Drzwi się otworzyły, a w nich pojawił się mój przyjaciel. Podbiegł do mnie i wziął na ręce. Po drodze chwycił jeszcze moją torbę, którą miałam już zapakowaną od pewnego czasu. Zbiegł ze mną na schodach, ponieważ stwierdził, ze tak będzie szybciej. To, co zobaczyłam przed wejściem przeraziło mnie. Celowało w nas pełno policjantów.
- Marcelo, co tu się dzieje?
- Ymm…- nie mógł się wysłowić- No bo…No bo… tak się do ciebie spieszyłem, że złamałem parę tam praw i tyle, ale dobra.- Z trudem wyciągnął z kieszeni portfel i wyciągnął pełno banknotów. Krzyknął do policji:
- To za te mandaty! Pogadałbym chwilę, ale koleżanka rodzi! Do widzenia!- uśmiechnął się do nich szeroko, a mundurowi stali z otwartymi buziami. Chyba jeszcze nigdy ich coś takiego nie spotkało. Wsadził mnie na tylne siedzenie swojego samochodu i pokonując drogę ze średnią prędkością 200km/h dojechaliśmy do szpitala w pięć minut.  Tam zajęli się mną lekarze. Ból był straszny. Zapamiętam go do końca życia, ale było warto. Po paru godzinach usłyszałam głośny krzyk mojego maleństwa. Pani ginekolog przecięła pępowinę i podała mi moją córeczkę owiniętą w mały różowy kocyk. Przytuliłam do siebie moją małą Darcy i ucałowałam w czółko. Już wiedziałam, że jest moim całym światem.

                                                                         ***

Darcy <3 td="">
Obudziłam się i od razu poraziło mnie światło białych sal.  Rozejrzałam się i zobaczyła, że obok mnie stoi inkubator z moją Darcy. Malutka słodko spała, tak spokojnie. Nawet nie zauważyłam kiedy do pomieszczenia weszła położna. Pomogła mi wyjąć małą z „łóżeczka” i pokazała jak ją karmić, przewijać i robić inne czynności. Teraz już mogłam się bez przeszkód zajmować moją córeczką, bez obaw, że coś jej się stanie. Trzymając ją na rękach, wiedziałam, że jest ona moim światem. Jej małe, brązowe włoski, już teraz układały się w rozkoszne kółeczka. Ma to na pewno po tacie. Kolejnego dnia, tuż rano do mojego pokoju wbiegła wataha piłkarzy, zwana moimi przyjaciółmi. Oczywiście narobiła takiego szumu, że pielęgniarki trochę się burzyły. No dobra nie trochę. Poprzynosili pełno balonów i misi, przez co sala była teraz cała kolorowa. Szkoda, że Darcy nie może tego na razie zobaczyć, ponieważ puki co nie widzi jeszcze nic, tylko lekko przez mgłę.
Po dwóch dniach wyszłam do domu i wtedy zaczęły się prawdziwe odwiedziny. Codziennie miałam pełno gości, chcących zobaczyć moją córeczkę. Odwiedzili nas nawet moi rodzice wraz z Elen i Gemmą, którzy przywieźli jej tyle zabawek, że doszłam do wniosku, że ma ona za mały pokój. Piłkarze byli dumnymi wujkami, a pierwszy spacer odbył się oczywiście z nimi. Doszło nawet do kłótni o to, kto ma trzymać wózek. Teraz jestem naprawdę szczęśliwa. Myślę też powoli nad chrzestnymi. Matką zostanie na pewno Gemma, bo wiem, że by mi tego nie wybaczyła, a ojcem chyba Marcelo, albo inny królewski. Mam wszystko, czego w życiu potrzebowałam.



Hej, hej, hej. Przychodzę do was z nowym rozdziałem. Oby się spodobał :* Buziaki :* :* :*

Czytasz = Komentujesz J

niedziela, 24 maja 2015

Twenty four

Od mojego przyjazdu do Madrytu minęły ponad trzy miesiące. Mój brzuszek się powiększył, ale dalej mieszczę się w rozmiar M. Ha…sukces. Clarice- żona Marcelo, z którym a propos się bardzo zaprzyjaźniłam ,mówi, że mam bardzo malutki i pewnie dziecko będzie też małe. Jak pokazywała mi zdjęcia, gdy była z Enzo w ciąży, to się aż przeraziłam. Ona miała taki brzuch w piątym miesiącu, którego ja chyba nie będę mieć nawet w dziewiątym. No właśnie- Enzo, czyli mój ulubieniec. Kocham go jak własnego syna, a on chyba mnie. Ja jestem u nich częstym gościem, a oni u mnie. Ten mały chłopiec potrafi w każdym momencie mojego życia poprawić mi humor, nawet w tych najgorszych. Stałam się też wielką fanką Realu Madryt. Nikt by się tego po mnie nie spodziewał, ale stało się. Jestem na każdym meczu, nie opuściłam nawet jednego. Oczywiście Pepe, Sergio i reszta są tym zafascynowani. A co do Harry’ego, to cóż. Chyba się z niego wyleczyłam. Ma szczęśliwe życie tak samo jak ja. On ma Dianę, agencje, a ja za to najwspanialszych przyjaciół, za którymi bym w ogień poszła.

                                                                             ***

Aktualnie jestem mega podekscytowana, ponieważ dzisiaj po raz pierwszy odwiedzi mnie Gemma. Tyle czasu jej już nie widziałam i bardzo za nią tęskniłam. Dzięki niej dowiem się najnowszych ploteczek z Londynu i będę miała w końcu z kim pogadać o moim tamtejszym życiu. Nalałam sobie soku, kiedy właśnie zadzwonił dzwonek. Wytarłam sobie jeszcze ręce w kuchenny ręczniczek, ponieważ nie byłabym sobą gdybym czegoś nie wylała. Pędem biegnę do drzwi omal nie zabijając się na płytka i otwieram. Stoi tam dobrze znana mi brunetka. Od razu rzucamy się sobie na szyję i piszczymy głośno.
- Cześć mamusiu!- krzyczy na powitanie, a ja się głośno śmieję na jej przezwisko.
- Hej ciociu!- odwzajemniam, wynajdując dla niej pseudonim.- Chodź do środka. Mamy sobie tyle do powiedzenia!
- O tak! Ale niestety, za sześć godzin muszę lecieć, bo mam pokaz!- posmutniałyśmy obydwie. Weszłyśmy do mojego mieszkania, po czym Gemma zaczęła się rozglądać.
- Wow, ładnie tu masz…tak domowo- podziwiała.
- O dziękuję! Chodź coś ci pokażę.- pociągnęłam ją do pokoju mojego maleństwa. Urządziłam już go, ponieważ po ostatniej wizycie u ginekologa dowiedziałam się, że będę miała córeczkę.
- O kurwa…ale zajebisty! Znasz już płeć?- zapytała podekscytowana.
- No tak…- utrzymywałam ją w napięciu.- W moim brzuchu…w sumie bardzo małym brzuchu…jest bobas…który ma płeć…
- No szybciej no! Chce wiedzieć jakie ciuchy kupować!- niecierpliwiła się.
- Dziewczynka!- wykrzyknęłam.
- Jeju! Będę miała kogo rozpieszczać! – mocno się do mnie przytula. Gdy się ode mnie odrywa mówi słowa, które niekoniecznie wywołują uśmiech na mojej twarzy.
- Szkoda, że Harry jej nigdy nie zobaczy.
- Gemma, co z tego. On mnie nawet nie kochał. Moje dziecko zamiast ojca będzie miało wspaniałych wujków, którzy już teraz je kochają.
- A to przepraszam kogo?!?- pyta zaciekawiona.
- Takich fajnych piłkarzy z Realu Madryt. Jak chcesz to cię z nimi poznam.- poruszyłam znacząco brwiami.- Chcesz?
- Jasne, że tak!- krzyknęła, a mi chyba bębenki w uchu już do końca pękły.
 Popołudnie spędziłyśmy z piłkarzami, a Gemmie bardzo spodobał się James. Przypadli sobie do gustu, a mi się to bardzo spodobało. Rodriquez  to świetny facet, ale nie w moim stylu. Mam nadzieję, że będą szczęśliwi…

Jezu, jaka ja jestem zakręcona! Ten rozdział był prawie napisany, a ja myślałam, że on nawet nie jest zaczęły haha. No dobra :p Pozdrawiam. M.



poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Twenty three

Ostatni dzień mojego pobytu w Londynie przeleciał mi mega szybko. Nawet się nie spostrzegłam, a już wsiadałam do samolotu. Cały ten dzień się pakowałam i płakałam, ponieważ to z Londynu pochodzą moje najlepsze wspomnienia i to tu spędziłam dzieciństwo. Sporo także myślałam Harry’m. Szczerze? Miałam nadzieję, że może chociaż zadzwoni, będzie się starał o to abym jeszcze została, ale  on nic nie zrobił. Podobno wyjechał z Dianą na wakacje jest szczęśliwy. Nie chcę mu tego psuć. A i jeszcze wam nie powiedziałam o najważniejszej rzeczy. Tata wie gdzie się wyprowadzam i gdy dowiedział się, że będę mieszkać na razie w hotelu, to powiedział, że nigdy na to nie pozwoli i kupił mi uroczy apartament w centrum. Byłam mu bardzo wdzięczna, bo zanim ja bym coś poszukała, to by to na pewno dłużej trwało.
                                                                                  ***
Właśnie wyszłam z samolotu i od razu ustawiłam się w kolejce po moje walizki. Po odebraniu od razu kieruję się do wyjścia i zatrzymuje TAXI.  Miły mężczyzna pomaga mi zapakować moje bagaże, w międzyczasie ucinając sobie ze mną miłą pogawędkę. Podaję mu adres mojego nowego mieszkania i ponownie zaczynamy rozmawiać. Na miejscu znajdujemy się po około piętnastu minutach. Natychmiast wysiadam i kieruję się do budynku. Wpisuję odpowiedni kod, a następnie wchodzę do windy. Wciskam guzik z numerem „16” i czekam, aż dotrę na ostatnie piętro. Gdy w końcu docieram chwytam rączki od moich walizek i wyciągam klucze. Szybko otwieram drzwi i zamieram. To mieszkanie jest piękne.  Kolorystyka jest szaro-fioletowo-biała i daje to niesamowity efekt. Moje bagaże zostawiam przy wejściu i zaczynam zwiedzać moje nowe loku. Pierwszym kierunkiem jest salon połączony z jadalnią i kuchnią. U dołu ogromnego okna na całą ścianę rozprzestrzeniony jest wielki parapet, dzięki któremu mogę siedzieć i wpatrywać się w miasto. Zasłony są białe z fiołkowymi kwiatami. Pod ścianą stoi śliczna biała kanapa z fioletowymi i szarymi poduszkami ułożonymi po prostu idealnie. Potem jeszcze szklany stolik, dwa białe fotele, ogromny, szary plazmowy telewizor, który ma chyba z 60 cali. Na środku leży jeszcze puchowy dywan, na którym od razu wyobraziłam sobie mnie i mojego dzidziusia podczas zabawy. Jeszcze parę obrazów i sporo kwiatów. Za szklaną ścianą stoi ogromny stół na dwanaście osób również w kolorze białym. Kuchnia jest też utrzymana w tych samych kolorach i jest niesamowicie czysta. Kolejnymi pomieszczeniami jest mój pokój i dwa inne, oraz łazienki. Muszę wieczorem zadzwonić do taty, aby mu podziękować za to jak mi pomógł, a w sumie po co tak długo czekać…teraz to zrobię. Biorę mój telefon i wybieram numer:
- Halo?- odzywa się jego głos po drugiej stronie.
- Cześć tatku. Tu Liliana.- uśmiecham się. Tak wspaniale słyszeć jego głos.
- Cześć perełko. I co podoba ci się mieszkanie?  - zapytał.
- No właśnie dzwonię w tej sprawie. Tak bardzo ci dziękuję! Mieszkanie jest śliczne.
- To się cieszę.- czułam przez też się uśmiecha. Nagle usłyszałam głos, który tak uwielbiałam słuchać. Harry- Moja miłość. Tylko co on tam robi, bo przecież podobno wyjechał z Dianą.
- Lilianka, przepraszam cię, ale muszę już kończyć, bo mam spotkanie. Dbaj o siebie i opiekuj się maleństwem. Kocham cię. Papa!
- Ja ciebie też tato. Nie martw się zadbam o mojego dzidziusia. Papa!- pożegnałam się z tatą i się rozłączyłam. Postanowiłam się rozpakować, ponieważ im szybciej to zrobię to potem będę miała już spokój. Wszystko poukładałam do szaf, a następnie postanowiłam wziąć kąpiel. Zabrałam jakieś ciuchy i poszłam do łazienki . Po jakiś trzydziestu minutach byłam już odświeżona, dlatego postanowiłam iść pozwiedzać miasto, ponieważ była dopiero 14:00.  Dokładnie zakluczyłam dom i pomaszerowałam na miasto. Kupiłam sobie mojego ukochanego shake’a  i postanowiłam iść pod stadion Santiago Bernabeu, ponieważ skoro mam tutaj mieszkać to chyba powinnam wiedzieć coś o tutejszej drużynie. Gdy już byłam bardzo blisko, nagle jakiś chłopak na mnie wpadł.
- Co ty robisz idioto! Uważaj jak łazisz!- wykrzyknęłam wściekła, ponieważ przez takie coś mogło się coś stać.
- Tak bardzo cię przepraszam! Nie chciałem, ale ten idiota mnie gonił!- pokazał na swojego łysego kolegę, który miał na pierwszy rzut oka bardzo zadarty nos.
- Od kiedy to przeszliśmy w ogóle na ty! Ja cię nawet nie znam!
- Och…a tak głupek ze mnie- uderzył się z otwartej ręki w czoło-  przepraszam nie przedstawiłem się. Jestem Marcelo Vieira da Silva Júnior.
- Jezu, po co takie długie nazwisko?- mruknęłam pod nosem.- Jestem Liliana Jones.
- A ten pedał za mną to Pepe.
- Ej chwila, ale ja cię znam. Ostatnio jak byłem po imprezie u takiej jednej dupy  ( no w sumie to była nawet całkiem, całkiem). No w każdym razie miała jakąś gazetę i ty byłaś na okładce. Gadała, że ci zazdrości.- odezwał się Pepe.
- Serio?- zapytałam niedowierzając.
- Dobra, dobra gazety gazetami, ale ja cię muszę jakoś przeprosić. Co powiesz na kawę?- zaproponował Marcelo.
- Nie mogę pić kawy.
- Czemu? A w sumie zawsze może być shake albo soczek.- powiedział ze swoim „firmowym uśmiechem”
- Właśnie! Chodźmy!- dodał Pepe.
- No w sumie…chodźmy.
Poszłam z chłopakami do jakiejś kawiarni. Było po prostu cudownie. Okazało się, że są oni piłkarzami Realu Madryt.  Tego się nie spodziewałam. Wymieniliśmy się numerami telefonów i oczywiście się mega polubiliśmy. Gdy wróciłam do domu usiadłam na kanapie i pomyślałam, że chyba wszystko zaczyna się układać.

                                             Marcelo Vieira da Silva Júnior




Képler Laveran Lima Ferreira- Pepe




No hej! Jest rozdział. Nie wiem czemu, ale teraz pisanie idzie mi błyskawiczne. Pozdrawiam!

M.