poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Twenty three

Ostatni dzień mojego pobytu w Londynie przeleciał mi mega szybko. Nawet się nie spostrzegłam, a już wsiadałam do samolotu. Cały ten dzień się pakowałam i płakałam, ponieważ to z Londynu pochodzą moje najlepsze wspomnienia i to tu spędziłam dzieciństwo. Sporo także myślałam Harry’m. Szczerze? Miałam nadzieję, że może chociaż zadzwoni, będzie się starał o to abym jeszcze została, ale  on nic nie zrobił. Podobno wyjechał z Dianą na wakacje jest szczęśliwy. Nie chcę mu tego psuć. A i jeszcze wam nie powiedziałam o najważniejszej rzeczy. Tata wie gdzie się wyprowadzam i gdy dowiedział się, że będę mieszkać na razie w hotelu, to powiedział, że nigdy na to nie pozwoli i kupił mi uroczy apartament w centrum. Byłam mu bardzo wdzięczna, bo zanim ja bym coś poszukała, to by to na pewno dłużej trwało.
                                                                                  ***
Właśnie wyszłam z samolotu i od razu ustawiłam się w kolejce po moje walizki. Po odebraniu od razu kieruję się do wyjścia i zatrzymuje TAXI.  Miły mężczyzna pomaga mi zapakować moje bagaże, w międzyczasie ucinając sobie ze mną miłą pogawędkę. Podaję mu adres mojego nowego mieszkania i ponownie zaczynamy rozmawiać. Na miejscu znajdujemy się po około piętnastu minutach. Natychmiast wysiadam i kieruję się do budynku. Wpisuję odpowiedni kod, a następnie wchodzę do windy. Wciskam guzik z numerem „16” i czekam, aż dotrę na ostatnie piętro. Gdy w końcu docieram chwytam rączki od moich walizek i wyciągam klucze. Szybko otwieram drzwi i zamieram. To mieszkanie jest piękne.  Kolorystyka jest szaro-fioletowo-biała i daje to niesamowity efekt. Moje bagaże zostawiam przy wejściu i zaczynam zwiedzać moje nowe loku. Pierwszym kierunkiem jest salon połączony z jadalnią i kuchnią. U dołu ogromnego okna na całą ścianę rozprzestrzeniony jest wielki parapet, dzięki któremu mogę siedzieć i wpatrywać się w miasto. Zasłony są białe z fiołkowymi kwiatami. Pod ścianą stoi śliczna biała kanapa z fioletowymi i szarymi poduszkami ułożonymi po prostu idealnie. Potem jeszcze szklany stolik, dwa białe fotele, ogromny, szary plazmowy telewizor, który ma chyba z 60 cali. Na środku leży jeszcze puchowy dywan, na którym od razu wyobraziłam sobie mnie i mojego dzidziusia podczas zabawy. Jeszcze parę obrazów i sporo kwiatów. Za szklaną ścianą stoi ogromny stół na dwanaście osób również w kolorze białym. Kuchnia jest też utrzymana w tych samych kolorach i jest niesamowicie czysta. Kolejnymi pomieszczeniami jest mój pokój i dwa inne, oraz łazienki. Muszę wieczorem zadzwonić do taty, aby mu podziękować za to jak mi pomógł, a w sumie po co tak długo czekać…teraz to zrobię. Biorę mój telefon i wybieram numer:
- Halo?- odzywa się jego głos po drugiej stronie.
- Cześć tatku. Tu Liliana.- uśmiecham się. Tak wspaniale słyszeć jego głos.
- Cześć perełko. I co podoba ci się mieszkanie?  - zapytał.
- No właśnie dzwonię w tej sprawie. Tak bardzo ci dziękuję! Mieszkanie jest śliczne.
- To się cieszę.- czułam przez też się uśmiecha. Nagle usłyszałam głos, który tak uwielbiałam słuchać. Harry- Moja miłość. Tylko co on tam robi, bo przecież podobno wyjechał z Dianą.
- Lilianka, przepraszam cię, ale muszę już kończyć, bo mam spotkanie. Dbaj o siebie i opiekuj się maleństwem. Kocham cię. Papa!
- Ja ciebie też tato. Nie martw się zadbam o mojego dzidziusia. Papa!- pożegnałam się z tatą i się rozłączyłam. Postanowiłam się rozpakować, ponieważ im szybciej to zrobię to potem będę miała już spokój. Wszystko poukładałam do szaf, a następnie postanowiłam wziąć kąpiel. Zabrałam jakieś ciuchy i poszłam do łazienki . Po jakiś trzydziestu minutach byłam już odświeżona, dlatego postanowiłam iść pozwiedzać miasto, ponieważ była dopiero 14:00.  Dokładnie zakluczyłam dom i pomaszerowałam na miasto. Kupiłam sobie mojego ukochanego shake’a  i postanowiłam iść pod stadion Santiago Bernabeu, ponieważ skoro mam tutaj mieszkać to chyba powinnam wiedzieć coś o tutejszej drużynie. Gdy już byłam bardzo blisko, nagle jakiś chłopak na mnie wpadł.
- Co ty robisz idioto! Uważaj jak łazisz!- wykrzyknęłam wściekła, ponieważ przez takie coś mogło się coś stać.
- Tak bardzo cię przepraszam! Nie chciałem, ale ten idiota mnie gonił!- pokazał na swojego łysego kolegę, który miał na pierwszy rzut oka bardzo zadarty nos.
- Od kiedy to przeszliśmy w ogóle na ty! Ja cię nawet nie znam!
- Och…a tak głupek ze mnie- uderzył się z otwartej ręki w czoło-  przepraszam nie przedstawiłem się. Jestem Marcelo Vieira da Silva Júnior.
- Jezu, po co takie długie nazwisko?- mruknęłam pod nosem.- Jestem Liliana Jones.
- A ten pedał za mną to Pepe.
- Ej chwila, ale ja cię znam. Ostatnio jak byłem po imprezie u takiej jednej dupy  ( no w sumie to była nawet całkiem, całkiem). No w każdym razie miała jakąś gazetę i ty byłaś na okładce. Gadała, że ci zazdrości.- odezwał się Pepe.
- Serio?- zapytałam niedowierzając.
- Dobra, dobra gazety gazetami, ale ja cię muszę jakoś przeprosić. Co powiesz na kawę?- zaproponował Marcelo.
- Nie mogę pić kawy.
- Czemu? A w sumie zawsze może być shake albo soczek.- powiedział ze swoim „firmowym uśmiechem”
- Właśnie! Chodźmy!- dodał Pepe.
- No w sumie…chodźmy.
Poszłam z chłopakami do jakiejś kawiarni. Było po prostu cudownie. Okazało się, że są oni piłkarzami Realu Madryt.  Tego się nie spodziewałam. Wymieniliśmy się numerami telefonów i oczywiście się mega polubiliśmy. Gdy wróciłam do domu usiadłam na kanapie i pomyślałam, że chyba wszystko zaczyna się układać.

                                             Marcelo Vieira da Silva Júnior




Képler Laveran Lima Ferreira- Pepe




No hej! Jest rozdział. Nie wiem czemu, ale teraz pisanie idzie mi błyskawiczne. Pozdrawiam!

M.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz