niedziela, 24 maja 2015

Twenty four

Od mojego przyjazdu do Madrytu minęły ponad trzy miesiące. Mój brzuszek się powiększył, ale dalej mieszczę się w rozmiar M. Ha…sukces. Clarice- żona Marcelo, z którym a propos się bardzo zaprzyjaźniłam ,mówi, że mam bardzo malutki i pewnie dziecko będzie też małe. Jak pokazywała mi zdjęcia, gdy była z Enzo w ciąży, to się aż przeraziłam. Ona miała taki brzuch w piątym miesiącu, którego ja chyba nie będę mieć nawet w dziewiątym. No właśnie- Enzo, czyli mój ulubieniec. Kocham go jak własnego syna, a on chyba mnie. Ja jestem u nich częstym gościem, a oni u mnie. Ten mały chłopiec potrafi w każdym momencie mojego życia poprawić mi humor, nawet w tych najgorszych. Stałam się też wielką fanką Realu Madryt. Nikt by się tego po mnie nie spodziewał, ale stało się. Jestem na każdym meczu, nie opuściłam nawet jednego. Oczywiście Pepe, Sergio i reszta są tym zafascynowani. A co do Harry’ego, to cóż. Chyba się z niego wyleczyłam. Ma szczęśliwe życie tak samo jak ja. On ma Dianę, agencje, a ja za to najwspanialszych przyjaciół, za którymi bym w ogień poszła.

                                                                             ***

Aktualnie jestem mega podekscytowana, ponieważ dzisiaj po raz pierwszy odwiedzi mnie Gemma. Tyle czasu jej już nie widziałam i bardzo za nią tęskniłam. Dzięki niej dowiem się najnowszych ploteczek z Londynu i będę miała w końcu z kim pogadać o moim tamtejszym życiu. Nalałam sobie soku, kiedy właśnie zadzwonił dzwonek. Wytarłam sobie jeszcze ręce w kuchenny ręczniczek, ponieważ nie byłabym sobą gdybym czegoś nie wylała. Pędem biegnę do drzwi omal nie zabijając się na płytka i otwieram. Stoi tam dobrze znana mi brunetka. Od razu rzucamy się sobie na szyję i piszczymy głośno.
- Cześć mamusiu!- krzyczy na powitanie, a ja się głośno śmieję na jej przezwisko.
- Hej ciociu!- odwzajemniam, wynajdując dla niej pseudonim.- Chodź do środka. Mamy sobie tyle do powiedzenia!
- O tak! Ale niestety, za sześć godzin muszę lecieć, bo mam pokaz!- posmutniałyśmy obydwie. Weszłyśmy do mojego mieszkania, po czym Gemma zaczęła się rozglądać.
- Wow, ładnie tu masz…tak domowo- podziwiała.
- O dziękuję! Chodź coś ci pokażę.- pociągnęłam ją do pokoju mojego maleństwa. Urządziłam już go, ponieważ po ostatniej wizycie u ginekologa dowiedziałam się, że będę miała córeczkę.
- O kurwa…ale zajebisty! Znasz już płeć?- zapytała podekscytowana.
- No tak…- utrzymywałam ją w napięciu.- W moim brzuchu…w sumie bardzo małym brzuchu…jest bobas…który ma płeć…
- No szybciej no! Chce wiedzieć jakie ciuchy kupować!- niecierpliwiła się.
- Dziewczynka!- wykrzyknęłam.
- Jeju! Będę miała kogo rozpieszczać! – mocno się do mnie przytula. Gdy się ode mnie odrywa mówi słowa, które niekoniecznie wywołują uśmiech na mojej twarzy.
- Szkoda, że Harry jej nigdy nie zobaczy.
- Gemma, co z tego. On mnie nawet nie kochał. Moje dziecko zamiast ojca będzie miało wspaniałych wujków, którzy już teraz je kochają.
- A to przepraszam kogo?!?- pyta zaciekawiona.
- Takich fajnych piłkarzy z Realu Madryt. Jak chcesz to cię z nimi poznam.- poruszyłam znacząco brwiami.- Chcesz?
- Jasne, że tak!- krzyknęła, a mi chyba bębenki w uchu już do końca pękły.
 Popołudnie spędziłyśmy z piłkarzami, a Gemmie bardzo spodobał się James. Przypadli sobie do gustu, a mi się to bardzo spodobało. Rodriquez  to świetny facet, ale nie w moim stylu. Mam nadzieję, że będą szczęśliwi…

Jezu, jaka ja jestem zakręcona! Ten rozdział był prawie napisany, a ja myślałam, że on nawet nie jest zaczęły haha. No dobra :p Pozdrawiam. M.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz