Obudziłam się w nocy cała zalana potem. Poczułam coś mokrego
w okolicach intymnych miejsc.
O MATKO!
WODY MI ODESZŁY!
JA RODZĘ! RATUNKU!
Natychmiast sięgnęłam po telefon
leżący na stoliczku nocnym i wybrałam pierwszy numer z kontaktów. Jak się
okazało, był to numer Marcelo. Odebrał po dwóch sygnałach.
- Kurwa kim jesteś zły człowieku,
że mnie budzisz o trzeciej nad ranem?!- powiedział niemrawym głosem. Na pewno
dopiero co się obudził.
- Marcelo, ja rodzę!- krzyknęłam
do telefonu.
- Co? Kto rodzi? Przecież ja nie
mam żadnych dzieci, a moja żona też nie jest w ciąży. Kto sobie ze mnie żarty
robi?!! No przyznaj się!- zaczął krzyczeć.
- To ja Liliana, proszę pomóż. –
syknęłam, ponieważ dostałam skurczu.
- O matko! Faktycznie, przecież
ty jesteś w ciąży. Już jadę! Czekaj na mnie!- chyba się już obudził. Usłyszałam jego głośny krzyk: Liliana rodzi! Clarisse, gdzie są moje
bokserki?! Momentalnie się zaczęłam śmiać, pomijając ból. Po około dziesięciu
minutach usłyszałam pełno syren policyjnych i pisk szybko jadącego auta. Drzwi się
otworzyły, a w nich pojawił się mój przyjaciel. Podbiegł do mnie i wziął na
ręce. Po drodze chwycił jeszcze moją torbę, którą miałam już zapakowaną od
pewnego czasu. Zbiegł ze mną na schodach, ponieważ stwierdził, ze tak będzie
szybciej. To, co zobaczyłam przed wejściem przeraziło mnie. Celowało w nas
pełno policjantów.
- Marcelo, co tu się dzieje?
- Ymm…- nie mógł się wysłowić- No
bo…No bo… tak się do ciebie spieszyłem, że złamałem parę tam praw i tyle, ale
dobra.- Z trudem wyciągnął z kieszeni portfel i wyciągnął pełno banknotów.
Krzyknął do policji:
- To za te mandaty! Pogadałbym chwilę,
ale koleżanka rodzi! Do widzenia!- uśmiechnął się do nich szeroko, a mundurowi
stali z otwartymi buziami. Chyba jeszcze
nigdy ich coś takiego nie spotkało. Wsadził mnie na tylne siedzenie swojego
samochodu i pokonując drogę ze średnią prędkością 200km/h dojechaliśmy do
szpitala w pięć minut. Tam zajęli się
mną lekarze. Ból był straszny. Zapamiętam go do końca życia, ale było warto. Po
paru godzinach usłyszałam głośny krzyk mojego maleństwa. Pani ginekolog
przecięła pępowinę i podała mi moją córeczkę owiniętą w mały różowy kocyk.
Przytuliłam do siebie moją małą Darcy i ucałowałam w czółko. Już wiedziałam, że
jest moim całym światem.
***
Darcy <3 td="">3> |
Po dwóch dniach wyszłam do domu i
wtedy zaczęły się prawdziwe odwiedziny. Codziennie miałam pełno gości, chcących
zobaczyć moją córeczkę. Odwiedzili nas nawet moi rodzice wraz z Elen i Gemmą,
którzy przywieźli jej tyle zabawek, że doszłam do wniosku, że ma ona za mały
pokój. Piłkarze byli dumnymi wujkami, a pierwszy spacer odbył się oczywiście z
nimi. Doszło nawet do kłótni o to, kto ma trzymać wózek. Teraz jestem naprawdę
szczęśliwa. Myślę też powoli nad chrzestnymi. Matką zostanie na pewno Gemma, bo
wiem, że by mi tego nie wybaczyła, a ojcem chyba Marcelo, albo inny królewski.
Mam wszystko, czego w życiu potrzebowałam.
Hej, hej, hej. Przychodzę do was
z nowym rozdziałem. Oby się spodobał :* Buziaki :* :* :*
Czytasz = Komentujesz J
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz